Taaak... nie było mnie całkiem długo (przepraszam)
Ale dziś był megaa dzień...
Pamiętacie że "gram" na basie... no to właśnie dziś miałam pierwszą oficjalną lekcję ;D
potem przez godzine łaziłam z Olką, bo jedzie do Niemiec i nie będzie jej tydzień :c
No ale...
otto jest dzieło mistrza :) KC Dominika
opowiadanie napisane przez Dominike Klebanowską
może i jest to długie, ale naprawde warto przeczytać
STRASZNA HISTORIA
Lekcje dłużą się w nieskończoność. Ostatnią lekcją jest przyroda. Siedzę bawiąc się długopisem. Co jakiś czas patrzę przez okno. Przez cały dzień leje i leje. Z zamyślenia wyrywa mnie głos nauczycielki. Pyta mnie o coś, czego nawet nie umiem wymówić. Wstawia jedynkę do dziennika i mówi, żebym uważała na lekcjach. Ja jednak ponownie zajmuję się długopisem i nie słucham wykładu. Nareszcie brzmi dzwonek. Wybiegam z klasy, ubieram się i idę do biblioteki, w której pracuje moja mama. W wypożyczalni spędzam większość mojego czasu, panuje tam cisza i spokój. Pomagam mamie porządkując książki, których zapach wprost uwielbiam. Często znajduję jakieś ciekawe opowiadania lub pamiętniki z dawnych lat. Tego dnia przywitałam się z mamą oraz jej koleżanką z pracy, panią Lovegood, która pochodzi z Anglii i przyjechała do Polski po drugiej wojnie światowej, aby wyjść za mąż za jednego z polskich żołnierzy. Lubię ją, jest bardzo miła i opowiada różne niesamowite historie, cześć z nich jest prawdziwa, inne zmyślone. Ruszam w stronę najodleglejszego krańca biblioteki, niesprzątanego od wielu lat, nikt zresztą nie wypożycza tamtych pozycji. Biorę z ostatniej półki pierwszą z brzegu książkę. Jest niewielka i cienka, ma czarną okładkę bez tytułu. Myślę, że to pamiętnik. Dziwne, książka nie ma karty ani numeru. Otwieram zeszyt na pierwszej stronie, moje przypuszczenia potwierdzają się. Najwcześniejsza data to 31 października 1901r. Ta data to przecież Halloween. Postanawiam wziąć tę kronikę i przyjrzeć się jej bliżej. O godzinie siedemnastej wychodzimy z mamą do domu. Jem kolację, kąpię się, pakuję do szkoły, a następnie sięgam po pamiętnik. Zaczynam go czytać. Pisał go człowiek o imieniu Feliks. Jego straszne życie zaczęło się w pewną Wigilię Dnia Wszystkich Świętych. Tego dnia z przyjaciółmi poszedł na cmentarz. Zobaczył tam coś, czego nikt inny nie widział. Tylko on był świadkiem, że jakieś stwory odkopywały ciało Franciszka Jabłońskiego. Strasznie się przestraszył i przeraźliwie krzyknął. W tym momencie stwór, który zjadał rękę tego człowieka zauważył Feliksa. Mężczyzna zaczął uciekać, potwory poznały jednak jego zapach i od tamtej pory nawiedzały go, wchodziły w jego ciało lub szeptały mu jakieś dziwne rzeczy. Doprowadziły go do takiego strachu, że chodził do egzorcystów, oblepiał ściany kartkami z pisma świętego, próbował popełnić samobójstwo. Pisał, że gdy wyskoczył z okna próbując się zabić, trafił do szpitala, gdzie doświadczył śmierci klinicznej. Jego dusza wzniosła się ponad ciało i widział operujących go lekarzy. Potem trafił do dziwnego miejsca, jakby na inną planetę, gdzie roiło się od tych stworzeń, wszystkie mu coś szeptały. Nagle wybudził się z narkozy i zobaczył swoje wnętrzności, wtedy zemdlał. Lekarze stwierdzili, że to pierwszy taki przypadek na świecie. Spędzam całą noc na czytaniu, a następnie wertowaniu zeszytu... W końcu nastaje ranek. Jem śniadanie, kąpię się, ubieram i wychodzę do szkoły. Przez cały dzień myślę o tym pamiętniku. Dostaję kilka jedynek za brak uwagi podczas lekcji, a na wychowaniu fizycznym obrywam piłką w głowę. Przez cały czas wydaje mi się, że słyszę jakieś szepty. Z kroniki wynika, że Feliks uczył się w mojej szkole. Po lekcjach zaczynam spacerować po korytarzach w nadziei, ze znajdę coś ciekawego. Jestem na ostatnim pietrze i przypominam sobie, że szkoła ma strych. Uczniowie nie mają tam wstępu. Jednak muszę się czegoś więcej dowiedzieć o tym człowieku. Czuję, że w ten sposób mogę mu jakoś pomóc. Szybko idę schodami na najwyższą kondygnację. Nie mam klucza, więc zdejmuję z głowy wsuwkę i przekręcam zamek w drzwiach. Stare drzwi otwierają się ze skrzypieniem. Wchodzę do środka. Cała podłoga pokryta jest kurzem, widać, że nikt od dawna tu nie wchodził. Po mniej więcej godzinie znajduję kartkę, pełno na niej liczb. Po pewnym czasie znajduję kolejną. Wyjmuję pamiętnik Feliksa. Jeszcze raz dokładnie przeglądam wszystkie strony. Nagle znajduję coś niesamowitego, dwie kartki są ze sobą złączone. Z kieszeni wyciągam scyzoryk i szybko rozcinam papier. Znajduję tam taką samą kartkę jak te ze strychu. W kronice mężczyzna napisał, że to potwory kazały mu to napisać, mówiły, że dotyczy to przyszłości i jest bardzo ważne. On sam nie wiedział o co może chodzić w tych wszystkich liczbach. Cały swój wolny czas poświęcił na rozwiązanie tej zagadki. Nagle słyszę dziwne szepty, nie rozumiem co mówią, jednak boję się ich. Szybko zabieram rzeczy i wybiegam ze strychu...
Od razu idę do domu i porównuję trzy kartki, wszystkie są identyczne. Przez całą noc próbuję rozszyfrować kod. Jest trzecia w nocy, a ja wpadam na genialny pomysł: może te osiem pierwszych cyfr to data? W ten sposób znajduję daty katastrof. Odkrywam, że kolejne cyfry to liczba ludzi, którzy w nich giną. Nie mogę jednak dojść, co oznaczają liczby pomiędzy datami. Trzech dat nie potrafię znaleźć w internecie, ani w żadnym innym źródle, ponieważ nie miały jeszcze miejsca. Kolejna katastrofa miała się zdarzyć kolejnego dnia. Jestem tak zmęczona, że zasypiam...
Budzę się następnego ranka. Jest już siódma, wszystko robię w biegu, a potem proszę tatę o to, aby podwiózł mnie do szkoły. Zawsze ma włączony GPS, więc zazwyczaj nie zwracam na niego uwagi. Tego jednak dnia jestem bardzo czujna, ponieważ chcę znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Przez cały czas słyszę szepty, które stają się coraz bardziej wyraźne. Nagle zauważam liczby. Te cyfry między datami to przecież współrzędne! Nieoczekiwanie dostrzegam w samochodzie czarny kamyk... Nie przejmuję się nim jednak za bardzo. Wprowadzam do GPS-a współrzędne z kartki. Kolejna katastrofa ma mieć miejsce w mojej szkole! Gdy tata zatrzymuje samochód, wysiadam i zamiast iść do szkoły biegnę w przeciwną stronę. Siadam na ławce w parku, żeby zastanowić się, co robić dalej. Wyjmuję pamiętnik i przypatruję się liczbom. Czemu nie ma więcej dat? W tej chwili wszystko rozumiem: 19 października 2015 r. to data końca świata, ale przecież to już za tydzień. Znowu słyszę szepty, a na ławce koło mnie znajduję kolejny czarny kamień. Czarny samochód zatrzymuje się przed moją ławeczką, podchodzę do niego. W środku ktoś siedzi, nie widzę jednak jego twarzy. Szepcze coś i podaje mi kamień koloru sadzy. Zaczynam się naprawdę bać, przecież Feliks był jeszcze dzieckiem, gdy pisał te cyfry. Nagle słyszę wybuch, który dociera z mojej szkoły. Cały budynek stanął w płomieniach. Szybko uciekam, nie wiem co mam robić...
Wchodzę do domu i włączam wiadomości. Właśnie mówią o spaleniu się szkoły. Patrzę na kartkę. Ma zginąć 29 osób. Słyszę głos dochodzący z telewizora ,,Zginęło 29 osób, 40 zostało rannych...”. Nagle jakaś siła karze mi iść do pokoju. Biorę kronikę i długopis, a następnie zaczynam pisać coś, co karzą mi szepty. Po kilkunastu minutach budzę się z transu. Okładki są zapisane cyframi. Na końcu widnieje dopisek ,,Nie bój się, pójdź z nami...”. W tym momencie ktoś dzwoni do drzwi. Otwieram je i widzę kilku ludzi w czarnych ubraniach. Mówią, żebym z nimi poszła... Waham się chwilę, ale wiem, że oni na pewno coś wiedzą. Może dzięki nim unikniemy końca świata? Z drugiej strony przecież pożerają ludzi. Mimo to jeżeli mnie nie zjedzą, zabije mnie koniec świata. Biorę najpotrzebniejsze rzeczy, piszę list do rodziców i idę z szepczącymi ludźmi. Zabierają mnie do lasu w bardzo dziwne miejsce. Wszędzie jest pełno czarnych kamieni. Strasznie się boję, jednak mogę ocalić świat, jeżeli nieznajomi mnie nie zjedzą. Oni jednak po cichu rozmawiają ze sobą, ja nic z tego nie rozumiem. W końcu starcza mi odwagi i pytałm, co zamierzają ze mną zrobić. Jeden z nich podaje mi czarny kamień, biorę go. Wtedy mój umysł napełnia się wiedzą. Chcą mnie zabrać na inną planetę, aby tam zacząć życie od nowa. Mówią, że tylko niektórzy na Ziemi są godni tej misji i ja jestem jedną z tych osób. Pytam co z pozostałymi ludźmi. Szepczący ludzie odpowiadają że zostaną na Ziemi i zginą. Krzyczę przeraźliwie. Wszyscy których kocham mają zginąć?! Zaczynam płakać i chcę pobiec z powrotem do domu, jednak nie mogę, ponieważ wokół polany jest pole siłowe. Wpadam w panikę, zaczynam biegać w kółko, próbuję uciec, jednak nie dam rady. Padam wyczerpana na ziemię i zasypiam... Śnią mi się koszmary, a ja nie mogę się wybudzić...
Budzę się dwa dni później. Jestem w dziwnym miejscu. Lecę, wokół widzę gwiazdy i inne planety. Znajduję się w Kosmosie! Rozglądam się i spostrzegam szepczących ludzi. Mówią, że lecimy na nową planetę, gdzie zacznę nowe życie. Jestem zrozpaczona, nie mam na nic siły. Nawet nie chcę płakać. Wszystko straciło sens. Jak mogę żyć bez ludzi, których tak kochałam, bez przyjaciół, rodziny. Wolałabym umrzeć z nimi... Zaczynam słyszeć szepty... Nie są straszne, to głosy moich bliskich. Do nich włącza się jeszcze jeden szept. Nie znam tego głosu. W końcu rozumiem, że to głos Feliksa. Mówi, że na mnie czeka. Kto wie, może nowe życie nie będzie takie złe?...

A oto Dominiczka ❤ ❤ ❤
Miłego czytania, Dobranocka ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz